Artykuł sponsorowany

Auto zepsuło się na autostradzie – co robić?

Auto zepsuło się na autostradzie – co robić?

Awaria samochodu na autostradzie to spora dawka nerwów, ale również znaczące koszty, które ponieść musimy niemal natychmiastowo. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, jak należy postąpić, jeśli nasz samochód na autostradzie postanowi się zatrzymać i dalej nie jechać. Problemem może być również jeśli akurat stoimy tam w korku lub ruch jest naprawdę duży, wówczas sytuacja może być nawet niebezpieczna, a służby będą miały ograniczone możliwości, aby się do nas dostać.

Niebezpieczna obecność na autostradzie

Na autostradzie otaczają nas jedynie pędzące auta, ekrany dźwiękochłonne i asfalt – w takiej scenerii z zepsutym samochodem jesteśmy zdani wyłącznie na siebie, a do najbliższego mechanika najczęściej trzeba pokonać znaczą odległość, ale w pierwszej kolejności trzeba go znaleźć, a to również może okazać się stosunkowo kłopotliwe. Naprawa nowoczesnego auta może odbyć się jedynie w warsztacie, dawniej do malucha wystarczyła skrzynka z narzędziami. Jeśli utkniemy na autostradzie powinniśmy odpowiednio zabezpieczyć siebie i auto, gdyż może nam grozić niebezpieczeństwo ze strony innych mknących z dużą prędkością użytkowników ruchu.

Zjazd na pobocze, światła awaryjne, trójkąt

Jeśli z autem zaczyna dziać się coś złego i wiemy, że możemy daleko nie zajechać powinniśmy możliwie jak najszybciej zjechać na pas awaryjny lub jeśli akurat trafimy, to na specjalny punkt postojowy, na którym będziemy zdecydowanie bezpieczniejsi. Zjeżdżajmy na bok póki nasz samochód jeszcze nie wyhamował i się toczy więc mamy na to szansę. Warto zadbać aby odległość od pasa ruchu była w miarę bezpieczna. Na autostradzie raczej nie sprawdzi się poszukiwanie pomocy u innych kierowców, gdyż będzie to zwyczajnie niebezpieczne. Jeśli ktoś przy prędkości 140 km/h zacznie hamować, to droga hamowania wyniesie nawet 100 metrów, a taki gwałtowny manewr może skutkować pojawieniem się dużego zagrożenia dla innych.

W takiej sytuacji musimy natychmiast uruchomić światła awaryjne i niezwłocznie włożyć kamizelkę odblaskową. Większość kierowców wozi ją w bagażniku, jednak niektóre auta mają ją umieszczoną w schowku lub pod siedzeniem kierowcy. Trójkąt ostrzegawczy zgodnie z przepisami powinniśmy ustawić w odległości co najmniej 100 metrów za pojazdem. W przypadku autostrady jednak wiele osób wskazuje, że dla bezpieczeństwa warto ustawić go nawet w odległości 150 metrów. Wielu kierowców korzysta obecnie z różnego rodzaju aplikacji, które umożliwiają poinformowanie innych o zdarzeniu na drodze. Nie muszą oni się zatrzymać, aby pomóc, ale zwiększą bezpieczeństwo zwalniając, gdyż będą wiedzieli że przednimi znajduje się zepsute auto.

Pamiętajmy, że najważniejsze jest bezpieczeństwo

Pozostawanie na pasie awaryjnym to znaczące ryzyko. Pamiętajmy, że szczególnie w godzinach szczytu natężenie ruchu będzie bardzo duże, więc nie trudno w takiej sytuacji o wypadek. Dla własnego bezpieczeństwa najlepiej będzie przejść przez bariery i zadzwonić po pomoc. Za każdy odcinek autostrady odpowiedzialne są inne służby, tak więc konieczne może okazać się wyszukanie odpowiedniego numeru telefonu w sieci. W GPS powinna znajdować się nasza dokładna pozycja, jeśli nie możemy ją odczytać ze słupka pikietażowego znajdującego się przy drodze. Podanie takich informacji sprawi, że służby zdecydowanie sprawniej do nas dotrą. Pomoc drogowa jest tu koniecznością.

Można również skorzystać ze specjalnego telefonu alarmowego, które rozlokowane są co kilka kilometrów wzdłuż autostrad oraz dróg ekspresowych. Wówczas nie będzie konieczności podawania pozycji, gdyż dyspozytor będzie znał ją już w chwili nawiązania połączenia. Mimo wszystko jeśli podróżujemy konkretnymi autostradami warto mieć w aucie numery telefonów do odpowiadających za nie służb drogowych.

Oczekujemy na pomoc

Jeśli udało się wezwać pomoc, zawiadomić odpowiednie służby, to należy w bezpiecznym miejscu czekać, aż dojadą. Najlepiej będzie przejść przez bariery ochronne. Osoba, która będzie odpowiedzialna za zabezpieczenie samochodu dojeżdża najczęściej w czasie od kilkunastu do kilkudziesięciu minut. Powrót do pojazdu i próba jego uruchomienia może nastąpić dopiero w momencie, gdy ustawione zostaną pachołki.

W przypadku nowych aut samodzielna naprawa bywa jednak niemożliwa. Wówczas pozostają dwa wyjścia – szukanie w sieci mechanika, który przyjedzie na miejsce i spróbuje przywrócić auto do sprawności lub też wezwanie lawety i przetransportowanie auta na znaczną odległość. Taka usługa mechanika może się jednak nawet wielokrotnie droższa niż miałoby to miejsce w warsztacie. Laweta to również nie mały koszt. Dobra wiadomość jest taka, że gdy auto jest odpowiednio zabezpieczone nie istnieją specjalne nakazy, aby szybko zabrać je z drogi, tak więc możemy spokojnie poszukać, podzwonić i przekalkulować, jakie rozwiązanie będzie dla nas najlepsze.

Oceń artykuł (0)
0.0
Komentarze
Dodaj komentarz